Dzień 15
Po wytrwałej, choć mało efektywnej halsówce, zbliżam się do końca Morza Północnego.
Już od rana widzę białe klify pod Dover. Tak blisko, a tak daleko. Nie do końca jestem przekonany, że uda mi się jeszcze za dnia przejść cieśninę Dover. Problem polega na tym, że wiatr wieje dokładnie z Dover, a co 6 godzin mamy dodatkową przeszkodę w postaci przeciwnego prądu pływowego. Co prawda po około 6 godzinach prąd zmienia kierunek i pcha nas w stronę Dover, ale wygląda to tak, że w obranym przez nas kierunku płyniemy jedynie wtedy gdy mamy korzystny prąd i to zygzakiem. Przez 6 godzin przeciwnego prądu nabijamy mile praktycznie nie zbliżając się do celu. Nieźle pogmatwałem tą naszą sytuację, ale taki też panuje u mnie nastrój przez te mało korzystne wiatry. Ostatecznie 6 godzin korzystnego prądu wepchnęły Perłę pod Port Dover i o dziwo udało się przeciąć 2 tory promów kursujących non-stop na dwóch trasach: Dover-Calais i Dover-Dunkierka. Mam plan! Wiatr jest słabiutki i siada, ale powinniśmy zdążyć podpłynąć blisko brzegu już za Portem Dover rzucić kotwicę. Tam moglibyśmy przeczekać chwile totalnego braku wiatru i wyruszyć z korzystnym prądem, jak tylko zacznie wiać.
Dzień 16
Nie udało się! Gdy tylko minąłem port Dover, a raczej jego wejście, do którego wpływają i wypływają żelazne potwory, wiatr zamarł do zera. No nie! Nie dość, że wiatr był słabiutki, ledwo odczuwalny to i jego zabrakło. Do najbliższego miejsca gdzie można rzucić kotwice 5 mil czyli bardzo daleko, szczególnie bez wiatru i silnika. W międzyczasie siły natury przypomniały o swoim istnieniu i zaczęliśmy powoli cofać się w stronę portu Dover i Morza Północnego. No to teraz sprawdzimy jakie silne dzisiaj są tutaj prądy pływowe, bo po wodzie nie przemieszczamy się w ogóle, prędkość 0. Najpierw 0,5 węzła (węzeł to dla przypomnienia jednostka prędkości równa 1 mili morskiej na godzinę), później 1,5 węzła, aż do 3. No i tak niczym bezbronna marionetka przecięliśmy trasę promów. Na szczęście nie było mgły, która zdarza się tutaj dość często i nikt nas nie rozjechał. Nad ranem prąd odwrócił i znowu zaczęło nas wpychać w Kanał Angielski, nadal bez wiatru. Postanowiłem poinformować kontrolera ruchu cieśniny Dover, że dryfuje i nie mam silnika, więc póki nie zacznie wiać nie mam zdolności do żadnych manewrów. Myślałem, że będzie z tego jakaś afera, ale Pan powiedział, że widzą mnie i że ruch w tym miejscu będzie duży, bo jestem na trasie promów, ale oni też mnie widzą. Zapytał czy potrzebuję jakiejś asysty, a ja na to, że jedyne czego potrzebuje to wiatr. Tradycyjnie życzyliśmy sobie spokojnego dnia i tyle. Wygląda na to, że kluczowe miejsca na trasie europejskiej muszę przejść przynajmniej 3 razy! Tak jak 3 razy mijałem Sund, tak i najwęższe miejsce pod Dover przepłynąłem 3 razy. Ciekawe czy w drodze powrotnej też spotkają mnie takie niespodzianki.
Dzień 17
Po halsówce na Północnym, wygląda na to, że muszę jeszcze przehalsować cały Kanał Angielski. Oj lekcja to cierpliwości, cierpliwości to lekcja. OVER
Dzień 18
Ciąg dalszy walki o mile w kierunku Atlantyku. Nic, ale to kompletnie nic mi się nie chce. Tak to już jest, że gdy wiatry nie sprzyjają dopada mnie niesamowite lenistwo. Jest jednak nadzieja! Tak jak pewne jest, że kiedyś wiatr zmieni kierunek, tak samo pewne jest, że lenistwo minie. Oby szybko, bo mam co robić. Do tego wszystkiego wiatr całkiem solidny, a fala tutaj krótka, więc oramy to morze, a co za tym idzie chlapie na pokład. To dodatkowy argument, żeby się nie przemęczać, bo i po co moknąć.
Dzień 19
Dalej bez zmian. Wiatr wieje w dziób ochoczo, dokładnie z tego kierunku w którym płyniemy, a raczej chcielibyśmy płynąć. Tak więc, bez marudzenia Perła dzielnie znosi niesprzyjający wiatr, fale i prąd. Mimo zdecydowanie słabszego wiatru niespodziewanie znaleźliśmy się na podejściu do Portsmouth. Koniec spokoju. W miejscu gdzie się znajdujemy statki schodzą z głównego toru przez Kanał Angielski i kierują się w stronę Southampton, Portsmouth i wyspy Wight. Nie jest ich bardzo dużo, ale pospać raczej nie dadzą, bo wygląda na to, że właśnie w nocy wiatr siądzie do zera, a my będziemy przecinać tory podejściowe tych statków w tą i z powrotem, jak nas prąd pływowy poniesie. Tu zaczyna się coś na kształt „dnia świstaka”.
Dzień 20
Rano jesteśmy praktycznie w tym samym miejscu co wczoraj o tej porze! To właśnie miałem na myśli pisząc o dniu świstaka. Robimy fikołki pod wyspą Wight. Wieczorem widzimy ją przed dziobem i rano widzimy ją przed dziobem mimo, że całą noc płynęliśmy!
Dzień 21
Udało nam się ruszyć lekko z miejsca i zaczynamy halsówkę w stronę Atlantyku. Pojawił się wiatr, a i fala robi się coraz dłuższa przez co już tak nie chlapie mimo tego, że cały czas płyniemy pod wiatr. Dzięki tej łagodniejszej fali jakby szybciej, jakby żwawiej zbliżamy się w stronę Atlantyku. Oj potrzeba nam jakichś zmian. Niedługo minie miesiąc, a tu cały czas pod wiatr, mokro i nic tylko siedzieć pod pokładem czekając na lepsze warunki. Daleko jednak do buntu na pokładzie. Mam w końcu do dyspozycji rok czasu, nie ma co marudzić. W miarę podnoszenia morali załogi i kapitana, wyciągnąłem mapy Atlantyku i mapę z prądami na świecie. Takimi stałym prądami utrzymującymi się i obserwowanymi przez lata. Marzyć zawsze można, a i nadzieja umiera ostatnia, dlatego zaczęliśmy marzyć o Atlantyku, wietrze z rufy pchającym nas w kierunku Madery i długiej atlantyckiej fali. Żeby podtrzymać morale załogi kapitan upiekł pierwszy, ćwiczebny chleb. Nie ukrywam, że bałem się tej próby. W końcu jak nie wyjdzie, to nie dosyć, że morale spadną, to jeszcze może się okazać, ze czeka mnie rok bez jakiekolwiek pieczywa! Udało się. Garnek działa i oby go tylko nie utopić, a będzie chleb. Oto przepis na Perłowy Chleb:
SKŁADNIKI:
1. 250 ml wody, temp. ok. 35
2. 8 g suchych drożdży
3. 2 łyżeczki soli
4. 1 łyżka cukru
5. 3 i ¼ szklanki mąki pszennej
6. 4 g suszonego tymianku
7. Ziarna sezamu
Wszystko pomieszać ze sobą i wyrobić ciasto, tak żeby nie kleiło się do ręki i nie rwało przy rozciąganiu. Odłożyć ciasto na 15 minut. Uformować, włożyć do garnka i pozostawić około godziny żeby wyrosło. Piec przez godzinę. I tyle!
Mam ze sobą przygotowane przez mojego Tatę pakiety – każdy na jeden chleb. To Tata porcjował wszystkie składniki do małych strunowych woreczków, a wyglądał przy tym jak porządny sprzedawca substancji psychoaktywnych. Moje obawy budziła i w sumie budzi do tej pory, torba wypełniona tymi pakunkami z białym proszkiem. Strach się bać, gdyby jakaś kontrola straży granicznej zechciała mnie odwiedzić. (Gdy dopisuje w tym miejscu przepis na chleb, jestem już na Atlantyku i czym prędzej staram się oddalić od brzegów Francji).
Dzień 22
Mniej statków dookoła skłoniło mnie do odespania poprzednich nocy. Stanąłem w dryfie około północy. O co chodzi z tym stawaniem w dryfie? Tak ustawiam łódkę, żeby jeden żagiel – fok, ten przedni pracował do tyłu, a większy grot pracował do przodu. Dzięki temu łódka nie do końca stoi bo powoli przesuwa się z wiatrem. W moim przypadku tej nocy było to pomiędzy 1,5 a 2 węzły. Biorąc pod uwagę moje ostatnie prędkości to wcale nie tak wolno, ale przynajmniej statkom łatwiej zinterpretować mój kurs i prędkość, który jest w miarę stały i nie tańczymy na fali. Tak, z krótkimi przerwami, na sprawdzenie czy wszystko w porządku, spałem do 0930. Długo. Za długo, bo w międzyczasie zaczęło trochę korzystniej wiać i straciłem kilka mil w stronę Atlantyku. Nie ma tego złego…wyspałem się, a to w tych kanałowych okolicznościach było dużo bardziej pożyteczne niż te kilka mil. Swoją drogą dzień świstaka trwa w najlepsze, bo gdy wychodziłem z dryfu byłem w tym samym miejscu co poprzedniego dnia! Co to ja wczoraj pisałem? Będę miał chleb, byle nie utopić garnka do jego pieczenia? Tak, chyba właśnie tak podsumowałem udaną próbę wypieku chleba. Nie musiałem długo czekać na dalszy ciąg historii. Pamiętajcie! Zawsze na łódce nie można odkładać na później niczego! Wszystko powinno być zrobione wtedy gdy sobie o tym pomyślimy. Po upieczeniu chleba pozostał brudny (nie jakoś bardzo, jedynie od oleju i kilku okruszków) garnek. Z opisywanym tu wielokrotnie lenistwem kanałowym, pozostawiłem umycie garnka na później. Zabrałem się do tego po południu dnia następnego, czyli dzisiaj. Płucze w morzu główny element, 3 częściowego garnka, czyli foremkę i trzymam na pokładzie przykrywkę, tą ładną, czerwoną. Myślę sobie, ale fajnie że ten chleb da się upiec na kuchence. Tak samo będę mógł upiec rybę jeśli tylko jakąś złowię. Nie dokończyłem myśli, a wiatr poderwał mi przykrywkę, ja pomogłem ręką i znalazła się w wodzie. Nawet nie jestem w stanie opisać wam jaką miałem wtedy minę! Potem ogarnęła mnie wściekłość, już chciałem wyrzucić niczego niewinną foremkę, a tu nagle głos rozsądku krzyknął za mnie na cały głos – Alarm! Pokrywka za burtą! Pływała. Nie wiem jak to się stało, ale akurat wpadła do wody w ten sposób, że unosiła się na powierzchni niczym mała, okrągła, czerwona łódka. Zrobiłem manewr jak przy podejściu do człowieka, z wiatrem, później w dryf i co? Przykrywka znalazła się przy burcie, a ja ją wyciągnąłem na pokład. Wszystko trwało nie więcej niż minutę! Cały w nerwach, choć szczęśliwy, zapakowałem czym prędzej garnek pod pokład i chyba go już na zewnątrz nie będę wynosił!
Dzień 23
Znów spałem w dryfie, ale już nie tak długo. Przestało praktycznie chlapać na pokład, więc wyciągnąłem ubrania żeby je wysuszyć. Mocno zbliżyliśmy się do wybrzeży Francji. Przy okazji do trasy statków, które tak jak i ja zamierzają płynąć dalej na południe. W końcu, po południu tak bardzo wyczekiwana na pokładzie Perły zmiana kierunku wiatru. Zaczyna wiać ze wschodu, a to pozwala nam na nowo marzyć o Atlantyku.
—
Tak było przez ostatnie kilka dni. Nareszcie wychyliliśmy dziób na wody Atlantyku. Stało się to 12.07 o godzinie 1305. Wiatr zaczyna być łaskawszy. Płyniemy dalej ostro do wiatru, ale już nie tłuczemy się na granicy łopotu żagli. Nawet udaje nam się lekko oddalać od trasy statków. Tych już zdecydowanie mniej, zostawiamy je z lewej burty, bliżej brzegu, bliżej Brestu. Statki idą najkrótszą drogą przez Zatokę Biskajską. Ja wybieram drogę trochę dłuższą bardziej na zachód. Czy się opłaci? Tego dowiecie się pewnie za tydzień.
Bartek
Zostaw Komentarz