Wypatrywany, oczekiwany i zapraszany od wielu dni deszcz w końcu się pojawił! Deszcze, w okolicach bardziej tropikalnych, kojarzyły mi się z intensywnymi, ale krótkimi. Nic bardziej mylnego.
W miejscu gdzie się znalazłem jak zaczęło padać wczoraj po 1300, tak padało cały dzień, noc i pada dzielnie dalej, przez kolejny poranek dnia następnego. Wygląda jak taka typowa polska 3 dniówka. Musi przechodzić potężny front, chociaż i moja prędkość nie jest zbyt duża, dlatego może trudno mi się wyrwać spod jego działania. Niech sobie pada ile chce! Mam co robić pod pokładem, a słodka woda, zdrowia doda! Wyobraźcie sobie jak wyglądał pokład i wszystko co znalazło się w obszarze działania słonej wody. Teraz nie dosyć, ze porządnie się wypłucze to jeszcze łódka lśni, jakby ją ktoś porządnie wymył jak spałem. Może i na morzu się nie kurzy, ale nie gdy płyniecie wzdłuż brzegów Afryki. Razem z pasatem na łódkę docierał brązowy pył, prosto z pustyni, który wkrada się wszędzie, nawet pomiędzy stalowe liny. Znikł, raczej bezpowrotnie, bo wiatry od Afryki to już przeszłość.
Zabrałem się za przegląd i czyszczenie zęzy. Ta sklejka pod podłogą to mój materiał konstrukcyjny: sklejka sosnowa 4mm laminowana z obu stron epoksydem i tkaniną szklaną. Na wypadek gdyby przyszło mi łatać jakieś dziury.
W tej deszczowej krainie przypomniałem sobie o moim biednym sztormiaku, który słodkiej wody nie widział od 50 dni. Wszystkie kurtki i spodnie poszły do płukania.
W międzyczasie otoczyły nas połacie zieleniny, której nazwy nigdy nie mogę zapamiętać, takie ostre liście z kuleczkami, może ktoś rozpozna na zdjęciu i to nazwie. Spotykałem to wcześniej na północno zachodnim Atlantyku w dużych ilościach. Oczywiście złowiłem sporo trawy na wędkę, a i Marian nałapał niemało na swoją płetwę.
Bartek
Zostaw Komentarz