20.09.2016 (Dzień 94)
Cały czas zbliżamy się do osławionego Przylądka Dobrej Nadziei. Mnie jednak bardziej interesuje Igielny, który jest najbardziej na południe wysuniętym krańcem Afryki. Czym bliżej tego milowego kroku, tym buduje się ciekawość i napięcie jak to będzie pod tą Afryką i dalej na Indyjskim. Emocje emocjami, ale wypadałoby się lepiej zapoznać z przeciwnikiem, od którego dzieli nas już niewiele ponad 800 mil.
No to poczytajmy. Wyciągnąłem mapy i locje. Przy okazji sprawdziłem jak wygląda sytuacja na mapie pilotowej, tu gdzie się obecnie znajduję. Mapy pilotowe to mapy wydane na każdy miesiąc roku z zaznaczonymi informacjami o klimacie. Między innymi, jakie występują siły i kierunki wiatrów, prądy morskie czy procent występowania ciszy i sztormów. No i o tych ostatnich, czyli o sztormach dowiedziałem się, że lada moment zmienimy kwadracik w którym były 2% możliwości występowania sztormów w miesiącu i wpłyniemy na 15%. Oczywiście to tylko statystyki, ale wynikają z wieloletnich obserwacji i w tym przypadku statystyki potrafią być wyjątkowo zgodne z rzeczywistością. Pożyjemy, zobaczymy…
Za każdym razem, jak biorę do ręki locję z trasami oceanicznymi (dostałem ją od kapitana Tomka Cichockiego, za co przy okazji wielkie dzięki) zagalopowałem się aż pod Australię, a później pod Horn. No i w najlepszym wypadku od Afryki do Hornu mam… kawał drogi, więc może o tym później. Teraz nic nie wskazuje na jakieś wielkie sztormy. Co prawda, korzystam w tym momencie z wiatru kolejnego niżu, który przechodzi pod nami, ale nie należy on do głębokich. Na jego granicy wieje do 15 węzłów, co nam w zupełności odpowiada. Czyli jak dobrze pójdzie, trasę dookoła trzech przylądków rozpoczniemy za 7-8 dni. Korzystając z tej pięknej aury i umiarkowanego wiatru z rufy, wspominam pasaty i płynę na foku i genui, na motyla. Przed nocą zwijam foka, tak na wszelki wypadek, jakby miało się mocniej rozwiać. Nie wiem czemu foka przecież na nim też byśmy jechali podobnie, a w razie co mniej roboty. No nic, została genua na wytyku. Ja zabrałem się za czytanie dzienników kapitana Jaskuły. Ileż on się napocił przy żaglach i nawojował ze spinakerbomami (ja nazywam spinakerbomy wytykami fok/genuy bo nie mam spinakera :)), a ile razy musiał szyć żagle w tych pierwszych 100 dniach! Muszę chyba policzyć, ale szycie to częsty motyw dnia na Darze Przemyśla. Nie było lekko 37 lat temu w tych okolicach. Ciekawe co mnie czeka… Jedyna rzecz działająca na moją korzyść to fakt, że jestem dobry tydzień za Darem Przemyśla i już wiosna w powietrzu, a w Polsce ma się ku jesieni tak dla odmiany 🙂
Przed pójściem spać wyszedłem na pokład zobaczyć czy wszystko gra, no i wdepnąłem w garnek po kolacji. Tyle razy obiecywałem sobie, że będę zmywał na bieżąco! Złorzecząc na siebie samego, zabrałem się za umycie go w największym zlewie świata, po czym wpadłem na pomysł, żeby spłukać kawałek pokładu przy pomocy tego właśnie garnka no i… pierwszy raz w tym rejsie zmoczyłem doszczętnie buty i skarpetki, wylewając sam sobie wodę z garnka na sztormiak, spodnie i buty. Tak fala zakręciła, że nie u celowałem w pokład tylko centralnie w siebie. Nie muszę dodawać, że pogoda ładna wiatr z rufy, nie chlapie, a ja tylko poszedłem zerknąć, więc kaloszy nie założyłem. Trochę zły na siebie, choć bardziej ubawiony w swojej głupocie, przebrałem się i znów zabrałem za czytanie. Nagle okazało się, oczywiście jak już w śpiworze zrobiło się ciepło, że genua zaczyna szarpać, a my płyniemy półwiatrem, Tym razem się ubrałem lepiej i poszedłem walczyć z wytykiem i genuą. Rozwiało się i łódkę bardzo ciągnęło pod wiatr. No i pierwszy raz w tym rejsie przy zrzucaniu zwodowałem żagiel do wody i mokry zabrałem do środka, a postawiłem foka i sytuacja się uspokoiła. Ja za to poczułem że mam mokro w kaloszach! to za sprawą pośpiechu, założyłem spodnie nie od sztormiaka, tylko takie ciepłe, pod sztormiak, ale też wodoodporne, tylko że wsadziłem je jak się okazało do kaloszy zamiast… aż szkoda gadać. Tego już za wiele, wskoczyłem do śpiwora i zacząłem się zastanawiać, czemu akurat dzisiaj kiedy naczytałem się jak kapitan Jaskuła walczy ze spinakerbomami i genuą, tak zostaje co chwila zalany, bo nie zdążył się porządnie ubrać, mnie pierwszy raz się to przydarzyło…to, że ja mógłbym się zasugerować, tym co czytam, to rozumiem, ale żeby wiatr fale i łódka, to zagadka!
Bartek
21.09.16 1133UTC
34 03,1’S
005 31,8’E
SOG 5,5 COG 90
P.S. Od rana dalej wieje 6-7 B , a do tego zmienił się kierunek i ledwo udaje nam się jechać 90-100, ostro pod wiatr. Sytuacja ma się zmienić jutro i wtedy musimy zacząć nadrabiać na południe. Taki jest przynajmniej plan. Minąć przylądek Igielny na szerokości około 36 30’S-37 00’S
Miłego dnia!
No tymi opisami sztormów to na pewno żony nie uspokoisz 😉
Pozdrawiam.